Wedding

Kiedyś jeden z najlepszych fotografów ślubnych na świecie – Jerry Ghionis powiedział, że „jeśli jesteś dobrym fotografem ślubnym to poradzisz sobie z każdą inną formą fotografii, ale odwrotnie już niekoniecznie”. Tyle, że ja niekoniecznie uważam się za fotografa ślubnego.. bardziej za ślubnego fotoreportera..

Och to nie tylko wysoki poziom wyzwań technicznych (nagłe i częste zmiany oświetlenia, kadru, ruchu obiektów, kolorystyk..)

To również świadomość, że to wydarzenie jest tak Jedyne i Niepowtarzalne w naszym poczuciu (nawet, jeśli nie pierwsze i może nie ostatnie w naszym życiorysie ?), że często nie chcemy sobie tu pozwolić na zbyt duże pole prób i błędów, a ponadto mamy tu do czynienia z kilkudziesięciorgiem, a czasem ponad setką osób, z których każde chce wyjść dobrze na zdjęciu, a nawet jeśli mówi, że nie lubi się fotografować, to w tej jednej sytuacji rzadko może tego uniknąć. Rozumiem to wyzwanie i od lat podejmuje się skutecznie odczarować je.

Rozumiem śluby. To rytuały tkania opowieści. Przez mój obiektyw przepływa wówczas kilkadziesiąt ludzkich historii zgromadzonych w jednym miejscu i czasie. Również w trakcie całości przygotowań, ceremonii i przyjęcia historie te uczestniczą w jednej, wielkiej, różnobarwnej opowieści. Nadzieje, oczekiwania, chwile trudniejsze i te pełne odpuszczenia, radości, luzu i zapomnienia, to wszystko zostaje zapisane w kronice mojej fotosesji.

Czy ja celowo na końcu chciałem wspomnieć o Państwie Młodym? Ach, no oczywiście! Ponieważ przecież właśnie ich postaci i narracje są jak wir grawitacyjny przyciągający wątki wszystkich gości i uczestników ceremonii.. Niczym wir galaktyczny, ślub zderza ze sobą konstelacje rodzin, przyjaciół, znajomych, współpracowników, a czasami nawet nieznajomych..

To wir tworzenia się nowych połączeń, nowych sieci, nowych znajomości, czasem nawet bliskości, a

ZAPYTAJ O TERMIN I OFERTĘ